Koza Wanda
Idzie koza polną drogą,
W piasku kręci sobie nogą.
Słońce świeci, chmurka płynie,
Koza czuje głód w głębinie.
Zobaczyła mak czerwony,
Już językiem jest złowiony.
A gdy zjadła, ogon cały
Też był już poczerwieniały.
Idzie dalej, strzyże uchem,
W rowie rosną chabry suche.
Schyla głowę tuż przy drodze
I już błękit ma na nodze.
Idzie sobie, a za płotem
Słoneczniki świecą złote.
Kiedy trzeci jeść skończyła,
Noga jej się zażółciła.
W rowie kuszą ją pokrzywy,
Je, choć pysk ma strasznie krzywy.
Bardzo to jedzenie suszy,
Zielenieją jej też uszy.
Biegnie koza do strumienia,
Apetytu to nie zmienia,
Bo po drodze je rumianek.
Nie czekajcie tu na zmianę.
Pysk zostaje kozie biały.
Pysk ten macza w wodzie cały,
Pije chciwie, oczy mruży,
Czas jej się tu strasznie dłuży.
Znowu myśli o jedzeniu,
Nie chce siedzieć w miłym cieniu.
Bo od cienia kozie futro
Szare się zrobiło smutno.
Biegnie koza Wanda dalej,
Szuka czegoś koza stale.
